niedziela, 15 kwietnia 2018

Mój Zielony Zagórz


Siłą rzeczy jestem w domu co dwa tygodnie, ale dopiero w ten weekend prawdziwa wiosna zawitała do mojego Zagórza.
Jest niedziela, a ja siedzę w swoim ogrodzie za którym znajduje się las i raz po raz przecieram nos i oczy. Nie, nie ze zdumienia ani zachwytu, chociaż pewnie też ale bardziej z powodu alergii, bo przyroda wymyśliła sobie takie coś, jak sezon na puszczanie pyłków w świat.
No więc siedzę tak na ziemii pod trzepakiem i myślę, jakie mam cholerne szczęście, że mieszkam tu, gdzie mieszkam. Bo jest przepięknie. Dobra, troszkę mnie poniosło. Jest ładnie, naprawdę i zwyczajnie szkoda mi wracać do mojego ciasnego mieszkania w krakowskim, betonowym Ruczaju. Tutaj mam swoje prywatne koncerty każdego ranka i  wieczora, nie mam smogu (no chyba, że komuś z sąsiadów nagle odbije i zacznie palić śmiećkami, bo tak wygodniej) no i przede wszytkim mogę tu robić, co mi się rzewnie podoba (jedyny plus bycia jedynakiem).

Wracając do rzeczy, skoro siedzę już pod tym trzepakiem to nie mogę oprzeć się zrobienia słynnej "parówy". Takiej, jak dziesięć lat temu na trzepaku u moich kuzynów. Dla tych, którzy nie wiedzą co to jest ta "parówa" to już spieszę z wyjaśnieniami. Otóż robi się ją następująco: ten górny drążek chwyta się obiema rękami i jednocześnie na tym samym drążku próbuje się zapleść nogi. Uzyskujemy efekt mniej więcej taki, jakbyśmy wisieli na palu nad ogniskiem i za chwilę mieli zostać zjdzeni przez dziki lud kanibali gdzieś w Ameryce Północnej :) Mało apetyczne porównanie, ale chyba najlepiej wizualizuje "parówę". Dobrze, że moi sąsiedzi gdzieś wyjechali, bo widok musiał być co najmniej dziwny (istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że przeczytają tego posta. No cóż, przynajmniej oszczędziłam im tego widoku).

Zagórz sam w sobie jest małym miasteczkiem za Sanokiem, wciśnięty jest mniej więcej między Górami Słonnymi, a Bieszczadami. Trochę wstyd mi się do tego przyznać, ale jak pytają mnie w Krakowie skąd jestem, to mówię, że z Sanoka. W sumie z prostej przyczyny: nie chce mi się za każdym razem tłumaczyć, gdzie leży Zagórz. Bo tego raczej nikt nie wie. A Sanok - wiadomo, Beksiński i te sprawy, prawie każdy zna przybliżoną lokalizację na mapie.

Dlaczego w tytule nadałam memu Zagórzowi przydomek: "zielony" ? Kiedyś ktoś usłyszawszy, że jestem z Zagórza i mam na imię Anna nazwał mnie Anią z Zielonego Zagórza. Bardzo mi się to spodobało i tak już zostało. 
I tak patrząc na ten mój zielony Zagórz zastanawiam się, jak ktoś przez cały rok może mieszkać w ciasnym mieszkaniu w dużym mieście i nie popaść w załamanie nerwowe.

Unlucky people z dużych miast - naprawdę Wam współczuję.
Nie popadajcie w załamanie nerwowe.


PISAŁA DLA PAŃSTWA -A

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

© All rights reserved. podsob